piątek, 29 kwietnia 2011

34.

Sama jego mina nie wróżyła nic dobrego. Za chwilę posypie tą wielką ranę w sercu cholerną solą. Przeczesywał włosy rękami i zastanawiał się nad doborem słów. Bał się. Okropnie się bał.

- Nasza nowa płyta sprzedaje się genialnie. – zaczął niby obojętnie. Obracała krążek w rękach.

- O co chodzi? – niecierpliwiła się. Chciała, by cios był szybki.

- Wyjeżdżamy w trasę. Po Europie. – powiedział szybko. Przyjęła pierwszy mentalny cios w twarz.

- Na jak długo? – zapytała. Zacisnęła pięści. Była gotowa na dalsze złe wiadomości.

- Trzy miesiące. – westchnął ciężko. Kolejny cios.

- Jedziesz na drugi koniec świata, na trzy miesiące, zostawiasz mnie tu z rozstrojem nerwowym. Hm, miło. – powiedziała obojętnie. Ścisnęła płytę w dłoniach. Złamała się na pół. Spochmurniał i popatrzył na nią ze skruchą.

- Nie patrz tak na mnie. Jedź. Przecież musisz. – mówiła. – Nie żegnaj się ze mną. Po prostu zniknij, będzie mniej bolało. – jej głos drżał. Jej dłonie drżały. Nie potrafił patrzeć na jej smutek. Przyciągnął ją do siebie. Poczuł na ramieniu ciepłe łzy. Nie zostawię Cię, chciałby powiedzieć. Ale nie może. Ujął jej twarz w dłonie. Patrzyła na niego zamglonymi oczyma. Nie rozczulaj się, głupia, myślała sobie. Całował jej szyję zostawiając na niej mokre ślady. Zapach tytoniu. Nienawidziła zapachu papierosów, jednak zmieszany z zapachem jego perfum był obłędny. Wdychała go raz po raz, jakby chciała go zapamiętać i odnawiać. Codziennie przed snem, gdy będzie zasypiała sama na wielkim łóżku w swoim mieszkaniu. Pamiętała, jak wybierali to łóżko. Długo nie mogli się zdecydować. Jednakże po tym, jak usiadł na nim i powiedział, że nie zejdzie jeśli go nie wezmą, wybór nie był trudny. ‘’A pościel kup w serduszka’’ marudził. Był tak niepoprawnie słodki. Idiota. Zostawiał ją. Jechał zabawiać publiczność. Czuła jego oddech tuż przy swoich ustach. Złączył ich wargi. Były takie ciepłe. I słodkie jak malinowy błyszczyk. Delikatnie trącał jej język swoim. Nie potrafiła mu się oprzeć. Co to, to nie. W momencie gdy poczuła jego bliskość, złapała się za brzuch. Całkowicie impulsywnie. Było jej tak okropnie smutno. Naciskał coraz bardziej. Przygryzła jego dolną wargę i odchyliła głowę do tyłu. Przyglądał się jej z rozchylonymi ustami. Wyswobodziła się z jego uścisku.

- Kiedy? – nie patrzyła na niego. Błądziła wzorkiem po salonie. Nigdzie ani grama kurzu. Półmrok i napięta atmosfera. To było aż wyczuwalne.

- Za trzy dni. – mruknął. Poderwała się i ubrała. – Gdzie idziesz? – zdziwił się.

- Wracam do siebie. – pospiesznie zakładała buty. Nie chciała niepotrzebnych słów.

- Będę za Tobą tęsknił. – powiedział smutno, ale szczerze. Łzy zakręciły jej się w oczach.

- Ja za Tobą też. – wyszeptała i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o uprzednio zamknięte drzwi. Zaczęła łkać. Chwilę później zamieniło się to w płacz. Czarne drzwi były jak lustro. Po jego drugiej stronie chłopak wstał z kanapy i podszedł do ściany. Oparł o nią czoło i uderzył w nią pięścią. Nie chciał, ale musiał. Oj, jak bardzo nie chciał. Kocham Cię, szepnęli niemal jednocześnie w przestrzeń. Czy to początek końca?

czwartek, 28 kwietnia 2011

33.

Licznik pokazywał 80 km/h. Gdy tylko zobaczył karetkę odjeżdżającą spod jego domu, a w środku nie zastał dziewczyny, szybko wskoczył do samochodu. Dociskał pedał gazu coraz bardziej. Już dawno przekroczył dozwoloną prędkość. Minął tablicę informacyjną i wjechał na szpitalny parking. Zatrzymał się z piskiem opon, zostawił samochód i pobiegł do środka. Jak na złość szpital był opustoszały. W oddali zobaczył żółty fartuch. Pospiesznie podszedł do pielęgniarki. Zapytał o lekarza i karetkę. Ruszył we wskazanym kierunku. Dopadł do dyżurki i wysapał.

- Ta… Takashi Hiromi. Gdzie ona…? – oddychał ciężko. Złapał się za brzuch i spróbował opanować.

- A pan jest…? – lekarz patrzył na niego krytycznie. Może nie wyglądał na kogoś normalnego w rozczochranych włosach, rozwiązanych butach i niechlujnie założonym ubraniu, ale nie o to teraz chodziło.

- Co z nią do cholery?! – zdenerwował się. Lekarz powoli zdjął okulary i przetarł je granatową chustką.

- Pani Takashi zasłabła i poroniła. – sceptycznie spoglądał na przybysza. – Sama zadzwoniła po karetkę. Teraz jest w Sali nr 10. Jest w głębokim szoku… -nie zdążył dokończyć. Chłopak szybko wybiegł z pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi. Sala nr 10. Wstrzymał oddech i otworzył drzwi. Patrzyła przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Odważył się podejść bliżej. Była blada jak ściana za nią.

- Hiromi? – szepnął. Nie zareagowała. Jej oczy się zaszkliły, a źrenice niebezpiecznie powiększyły. Ostrożnie ją przytulił.

- Po… poroniłam. Ja… byłam… w ciąży. – szeptała powoli urywanymi zdaniami. Ręce mu drżały, a serce biło jak oszalałe.

- To ja…. Miałem zostać ojcem? – nie wierzył we własne słowa. Potaknęła powoli. Zebrało mu się na płacz. Ta dziewczyna miała zostać matką jego dziecka. On miał zostać ojcem. Tatą. Tatusiem. On stworzył to, co rozwijało się w jej łonie. Poroniła…

- Przepraszam. – usłyszał jej drżący głos. Ścisnął ją mocniej.

- Za co? – nie ukrywał zdziwienia. Westchnęła ciężko.

- Za tą kłótnię. Przepraszam. – mruczała.

- Nie. To ja powinienem przeprosić. Wyszedłem wielce obrażony jakbym był niewidomo kim. – uśmiechnął się smutno przez łzy.

- Nie planowaliśmy tego. Jak to się stało? – odsunęła się od chłopaka i spuściła głowę. Słyszał jak głośno bije jej serce.

- Nie mam pojęcia. – dostał nagłych drgawek. Wachlował się dłońmi dopóki nie ochłonął. Złapał dziewczynę za ręce.

- Chcę wracać do domu. – powiedziała.

- Gdzie…? – zapytał niepewnie.

- Tam mój dom gdzie serce moje. – położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Czuła, jak szybko bije jego serce. Zdziwił się, że w tak trudnym momencie myśli tak poetycko. Kochał jej artystyczną duszę.

Cały czas płakała. Wtedy, gdy pomagał jej ponieść się z łóżka. Wtedy, gdy lekarz wypisywał ją ze szpitala. Gdy wsiadali do samochodu, gdy wracali do domu. Cały czas łzy leciały jej z oczu.

Chwiejnym krokiem poszła do sypialni. Gdy wszedł tam chwilę później słyszał tylko jej płytki oddech. Jeszcze nigdy nie widział aby aż tak rzucała się przez sen. Nieraz krzyczała, płakała. Nie powiedział jej czegoś ważnego. Zamknął cicho drzwi i usnął na kanapie. Rano wyszedł na próbę bladym świtem. Był rozkojarzony. Nie czuł się zbyt dobrze. Palił jednego papierosa za drugim.

- Stary, co z Tobą? – Nao usiadł obok niego na kanapie. Skrzywił się. Mimo ciepłego dnia w pomieszczeniu było stosunkowo chłodno. Wzdrygnął się i odpalił zapalniczkę. Poczuli zapach tytoniu.

- Myślałem, że miała po prostu jakieś głupie humorki. – zaciągnął się. Z jego ust wyleciał szary dym. Nao zmierzył go wzrokiem. – Rozumiesz to, że miałem zostać ojcem?

- Miałeś? Co się stało? – dociekał perkusista.

- Poroniła. – spochmurniał. Do oczu napłynęły mu łzy. Przełknął ślinę i ogarnął się. Zgasił papierosa.

- Przykro mi. – powiedział lider ze skruchą. – Powiedziałeś jej o trasie?

- Nie zdążyłem. – westchnął. – To będzie trudne. Bardzo. Ale dobra, nieważne. Idę do domu. – poklepał przyjaciela po ramieniu i zarzucając bluzę przez ramię wyszedł z pomieszczenia.

Kocham Cię, motylku. ~

wtorek, 26 kwietnia 2011

32.

- No dalej! Pchaj mocniej! – wysapała zmęczona Kiyo.

- Nie mogę! – gitarzysta wylewał z siebie siódme poty.

- No coś Ty?! Dawaj! – zaśmiała się. Szafa była już prawie idealnie ustawiona. Zmęczeni opadli na podłogę. Hiroto przyczołgał się do dziewczyny.

- Ta sypialnia wygląda teraz naprawdę fajnie. Masz niesamowity gust. – pochwalił ją obracając się na brzuch.

- Wiem. – zmrużyła wesoło oczy.

- Kiyo.. – zaczął niepewnie.

- Tak? – przestraszyła się jego tonu.

- No bo… Eto.. ten… - wahał się. Złapała go za rękę. – Wprowadzisz się do mnie? – powiedział na jednym wydechu. Otwarła oczy szeroko ze zdziwienia.

- Hiroto, ja nie mogę… - złapała się za kark. Chłopak spuścił smutno głowę.

- Przepraszam, ja nie… - mruknął.

- …uwierzyć. Pewnie, że z Tobą zamieszkam! – krzyknęła wesoło i przytuliła go.

- Wypróbujemy nowe łóżko? – oblizał się zalotnie. Uniosła brwi i pociągnęła go za koszulkę.

~

Shizuka siedziała na masce samochodu. Pojechali na jakąś wielką polanę. Shou rozkładał właśnie fioletowy koc w białe romby. Przyglądała mu się z uwagą. Każdy jego ruch. Jak swoimi małymi łapkami unosi wielki kosz z jedzeniem by chwilę później ułożyć go na kocu. Jak przebiera nogami nie wiedząc za co się teraz zabrać. Jak mierzwi swoje rude włosy, gdy nad czymś myśli. Zeskoczyła z samochodu i podeszła do niego.

- Ładnie tu pachnie. – zauważyła. Wybuchł śmiechem.

- Bardzo! Siadaj. – wskazał ręką na posłanie.

- Nie chce mi się jeść. – mruknęła smutno.

- A na co masz ochotę? – zapytał na powrót uroczo mierzwiąc włosy.

- Na Ciebie! – zawołała wesoło i rzuciła się na niego.

~

Przejechał ręką po jej udzie. Spojrzała na niego krzywo. Odstawiła parującą herbatę na stół i strzepnęła jego rękę. Zdziwił się.

- Nie dotykaj mnie. – warknęła.

- Stało się coś? – spróbował złapać ją za rękę, ale odsunęła się.

- Nie, księżniczko. – mruknęła sucho i wstała z kanapy.

- No nie wygłupiaj się, tylko powiedz mi o co chodzi! – zawołał za nią. Po chwili dotarło do niego co powiedziała. – Księżniczko? – skrzywił się.

- O nic, doprawdy. – machnęła ręką.

- Matko, Hiro. – złapał się za głowę.

- Co?! – krzyknęła. – Zostawże mnie w świętym spokoju! – nie wytrzymał. Złapał swoją torbę i wychodząc trzasnął drzwiami.

piątek, 22 kwietnia 2011

31.

Patrzyła na niego z uwagą opierając się o framugę wejścia do kuchni. Czuł się wyjątkowo niekomfortowo czując na sobie jej wzrok.

- Ee? – zagadnął niepewnie. Zmierzyła go wzrokiem i podeszła do kanapy. W całym mieszkaniu panowała idealnie niezmącona cisza. Usiadła na nim okrakiem. Delikatnie przeciągnęła językiem po płatku jego ucha. Objął ją w pasie. Pachniała kwiatami. Pachniała kwiatami i… wiosną. Z przyjemnością wdychał słodką woń. Pogłaskała go po policzku i naciskając na niego, zmusiła, aby się położył. Powoli zsunęła z niego koszulkę.

- Co Ty… - uciszyła go jednym gestem.

- Wszyscy mogą Cię takiego oglądać, a ja nie? – mruknęła. – Lubię patrzeć na Twój tors. – zachichotała. Uśmiechając się łobuzersko nawinęła sobie kosmyk jego włosów na palec. Obsypywała drobnymi pocałunkami jego klatkę piersiową. Rozpalała go od środka. Z uśmiechem na twarzy przesuwała palcem po jego brzuchu. Od ramienia aż po guzik od spodni. Zmrużyła oczy. Na jego spodniach rysowało się wyraźne zgrubienie. Nie mogła powstrzymać cichego śmiechu. Popatrzyła na niego. Zasłaniał usta dłonią. Jego policzki płonęły żywym ogniem.

- Oh, podniecam Cię? – zapytała zadziornie.

- Przestań. – teraz cała jego twarz była czerwona. Zakrył ją dłońmi. Zeszła z niego i usiadła obok. Odetchnął ciężko. Rumieniec powoli schodził z jego twarzy. Patrzyła na niego oczami pokrzywdzonego pieska. Potrząsnął głową i pogłaskał ją po włosach.

- To jak? – odzyskała śmiałość. Uśmiechnął się z dezaprobatą.

- Bardzo. – odpowiedział powoli. Przytuliła go mocno. Po jakichś dziesięciu minutach ciszy uśmiechnęła się odkrywczo.

- W internecie piszą, że wolisz chłopców. – zaczęła. Zdziwiły go jej słowa.

- Jak się sama przekonałaś – nie. – odpowiedział ze śmiechem. Potaknęła i również zaczęła się śmiać.

wtorek, 19 kwietnia 2011

30.

- Wstawaj. – mruczała mu do ucha. Próbowała go obudzić od dziesięciu minut, ale on tylko przewrócił się na drugi bok. Westchnęła ciężko i usiadła na brzegu łóżka. Poczuła na sobie jego ramię, które pociągnęło ją na łóżko.

- Nie wychodzimy stąd dzisiaj, co Ty na to? – szepnął. Wzięła poduszkę i walnęła go.

- Wstawaj! – zaśmiała się. Zdziwił się, ale chwilę później łaskotał dziewczynę, która pokładała się ze śmiechu. Wreszcie zasłoniła się kołdrą i wystawiła język. Popatrzył na nią z uśmiechem i wstał z łóżka. Wyszedł z pokoju i zniknął w łazience. Poszła w jego ślady. Przyszykowała śniadanie i zaparzyła kawę. Wyszedł z łazienki i leniwie opadł na krzesło.

- Co będziesz dziś robić? – zapytał zgarniając kubek z napojem.

- Czeka mnie trochę pracy, muszę skończyć projekt. No i dziś dostanę dyplom. – zaświeciły jej się oczy. – Nie mogłam być na zakończeniu szkoły, więc muszę go odebrać teraz.

- Poczekasz na mnie? – zapytał z uśmiechem.

- Hm? Po co? – zdziwiła się.

- Bo chcę być pierwszą osobą, która pogratuluje Ci ukończenia szkoły. – powiedział dumnie. Zmrużyła wesoło oczy. Skończył śniadanie i zaczął się zbierać. Pocałował dziewczynę w nos i wyszedł. Nie zdążyła zamknąć drzwi, usłyszała huk. Szybko wybiegła z mieszkania. Zauważyła przerażonego chłopca i Sagę siedzącego na ziemi i jęczącego z bólu.

- Co się stało?! – przeraziła się. Chłopiec zaczął płakać.

- Przepraszam! – wyłkał i uciekł. Popatrzył za nim krzywo.

- Nie mogę… wstać. – mruknął.

- Do szpitala. – powiedziała mechanicznie, nadal przerażona. Wróciła do mieszkania po klucze i zaprowadziła chłopaka do samochodu. Gdy znaleźli się w szpitalu oddała go w ręce lekarzy. Nagle zadzwonił jego telefon. Zawahała się, ale odebrała.

- Saga! – poleciała wiązanka przekleństw. – Spróbuj mi jeszcze raz próbę opuścić! – krzyczał zdenerwowany rozmówca.

- Shou… - mruknęła.

- Hiromi? Oj, przepraszam. – wyjąkał. – Możesz mi dać Sagę?

- Jesteśmy w szpitalu.

- Co?! – przeraził się.

- Jeszcze nie wyszedł. Zadzwoni do Ciebie jak będziemy w domu. –powiedziała i rozłączyła się. Pół godziny później wyszedł z gipsem na nodze.

- Złamana? – szepnęła.

- Skręcona, czy coś. – usiadł na krzesełku i złapał się za głowę. – Jakieś fatum nade mną wisi?

- Moja kochana sierotka. – powiedziała ze łzami w oczach. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo zjawił się lekarz.

- Kostka jest dość poważnie skręcona. Przez cztery dni absolutnie na niej nie stawać, a potem starać się nie nadwyrężyć. Może pan wracać do domu, nic więcej nie możemy poradzić. – poinstruował ich i odszedł. Popatrzyli po sobie i ruszyli do samochodu.

- Trzeba być mną żeby w jednym tygodniu dostać w mordę i skręcić nogę. – marudził gdy wsiedli do auta.

- Teraz będę Twoją pokojówką. – zatrzepotała rzęsami.

- Serio? A przebierzesz się za nią? – nachylił się i cmoknął ją. Zachichotała cicho.

- Dla Ciebie wszystko. – odpaliła samochód i wrócili do mieszkania.

- Shou dzwonił. Odebrałam, wybacz. – powiedziała wchodząc do mieszkania.

- Nie szkodzi. Czego chciał? – zapytał.

- Hm, zadzwoń do niego. – kiwnął głową i wyciągnął telefon.

~

- Jeszcze raz go, kurwa, dotkniesz, a ta urocza pięść wyląduje na Twojej twarzy… - mruknęła sucho.

- Mam się bać dziewczyny? – prychnął.

- A chcesz się przekonać? – rzuciła i odeszła. Patrzył za nią dopóki nie zniknęła za budynkiem. Pierwszy raz przeraziła go kobieta.